środa, 7 maja 2014

4. "Kundel uwiązany na smyczy"

Dzisiaj trenowali z pomocą bokkenów. Ciężko byłoby urządzać sparingi z użyciem prawdziwej broni. Łatwo niechcący uciąć komuś to i owo. Albo i z premedytacją, pomyślała Sig, obserwując swoich towarzyszy. Grupa była bardzo zróżnicowana pod względem stosunku do niej. Część potraktowała ją jako kolejnego partnera do treningów, za co była im wdzięczna, ale byli też tacy, którym wyraźnie nie podobała się jej obecność tutaj. Chociażby ich nauczyciel. Nawet nie starał się ukryć niechęci do Sig. Nie żeby dziewczyna miała do niego żal. Dzięki temu dawał jej większy wycisk, i stawała się coraz silniejsza. Nieświadomie wyświadczał jej poniekąd przysługę.
Ćwiczyła właśnie sama, jako kara za... właściwie już nie wiedziała za co. Praktycznie na każdym treningu dostawała jakieś karne ćwiczenia za absurdalne czasem przewinienia. Za nie dość bojową postawę, za dwie sekundy rzekomego spóźnienia, albo, jej ulubione, za niecenzuralny język.
Podskok, unik, atak, odskok. Samotny trening to dla niej bardziej zabawa niż poważne ćwiczenia. Ile to razy próbowała zrobić uniki jak w "Matrixie", albo akrobacje jak w "Kung-fu Panda". Aktualnie ćwiczyła odbicie się na bokkenie jak na tyczce i zaatakowaniu przeciwnika z góry. Ciągle jednak czuła, że czegoś jej brakuje. Nie potrafiła jednak stwierdzić, czego dokładnie. Może gdyby mogła przećwiczyć to na kimś żywym, a nie na powietrzu, efekty byłyby też inne. Nie mogła jednak narzekać. Była wdzięczna, że w ogóle pozwolili jej chwycić za broń. Świst i zamach, i...
- Do mnie! - krzyknął nagle trener. Zakończyła sekwencje uderzeniem bokkenem w ziemię i stanęła razem z innymi uczniami w szeregu. Nie bardzo wiedziała, dlaczego przerwali w połowie. Zauważyła, że wszyscy wpatrują się w coś ponad nimi. Podążyła tam wzrokiem. Odyn i Thor stali na balkonie jak marmurowe posągi. Biła od nich aura powagi. Cokolwiek właśnie miało się stać, miała nadzieję że ją ominie, bo zapowiadało się na coś poważnego. Odyn skinął głową trenerowi, na co ten wykonał pokorny pokłon i ku zdziwieniu Sig odezwał się do niej.
- Na środek, dziewczyno - powiedział, nie bez pogardy w głosie, na co Sig nie mogła się pohamować i prychnęła cicho. Część towarzyszy uśmiechnęła się lekko. Zachowanie trenera i nowej było nawet zabawne. Oboje zachowywali się niczym obrażone dzieci i żaden z nich nie zamierzał odpuścić drugiemu. Mimo początkowego zgrzytu, wyszła posłusznie przed szereg. Spojrzała na Thora. O co tu chodzi? Posłała mu badawcze spojrzenie, jednak ten tylko ledwie zauważalnie skinął głową. Rób co ci każą.
- Torben - powiedział, ciągle patrząc w oczy Sig - Walka treningowa - dziewczyna otworzyła szerzej oczy. Nie ma mowy. Wspomniany Torben wyszedł przed szereg i stanął jakieś pięć metrów naprzeciwko Sig. Torben był przeogromnym mężyczną z mięśniami wielkości arbuzów. Nigdy z nim nie walczyła, ale podejrzewała, że zgniecie ją na kwaśne jabłko. Był najsilniejszym strażnikiem w jej grupie. Jakiś optymistyczny głosik w jej głowie zasugerował, że przecież ona jest szybsza, jest zwinniejsza. Siła to nie wszystko. Zagłuszyła jednak ten głosik, jak się jej wydawało, bliźniaczym głosem rozsądku. A głos rozsądku podpowiadał jej, że za moment zginie. Bardzo boleśną śmiercią. Odetchnęła głęboko i chwyciła mocniej bokken. Przynajmniej trener będzie zadowolony, jeśli coś się jej stanie. A coś stanie się na pewno. Torben uśmiechnął się paskudnie, nie mogąc doczekać się nadchodzącej rzezi. Był jednym z tych, którym bardzo przeszkadzała obecność dziewczyny na treningach. Podeszli bliżej siebie, mierząc się spojrzeniami. Przyjęli pozycję wyjściową, jednak wprawne oko mogło zauważyć, że Sig bardziej ugięła kolana, co pozwoli na ewentualny szybki unik.
- Zaczynajcie - zarządził trener. Torben nie czekał, tylko od razu przeszedł do ataku. Jego ataki były tak silne, że Sig myślała że zaraz złamie jej broń. Zamiast blokować, przeszła do uników i niespodziewanych ataków na odsłonięte ciało. Jednak taka taktyka była ryzykowna. Zanim zdąży powalić Torbena gradem ciosów, minie dużo czasu. Jeden najmniejszy błąd, jedno przyjęte uderzenie, i jak nic będzie parę złamanych kości. Na razie jednak dobrze jej szło. Unik, odskok, atak. Torben, zirytowany faktem, że nie może jej dostać, w dodatku na oczach Thora i Odyna, postanowił złamać zasady. Odrzucił bokkena i z całej siły uderzył Sig z pięści w brzuch. Nieprzygotowana na taki obrót zdarzeń, Sig odleciała na dobre kilka metrów. Pomimo widocznego złamania reguł, nikt nie przerwał walki. Przez moment dziewczyna leżała nieruchomo. Całe powietrze uszło z jej płuc. Torben, pewien swojej wygranej, odwrócił się do niej tyłem i uśmiechnął do swoich towarzyszy. Dziewczyna jednak, z pomocą bokkena, powoli podnosiła się z trawy. O nie, tak nie będzie. Teraz Sig była autentycznie wściekła. Złamał zasady. To miał być zwykły, kulturalny pojedynek. Z drżącymi nogami, powoli przyjmowała wyprostowaną postawę. Nie przegra. Nie przegra w ten sposób. Gdyby jej porażka była w uczciwej walce, zaakceptowałaby ją. Ale tak nie będziemy się bawić, pomyślała.
- 1 zasada - powiedziała, rzucając się w jego stronę, nisko, nad ziemią - nie odwracaj się tyłem do przeciwnika! - uderzyła kijem w tył jego kolana, zmuszając go do klęknięcia. Zaskoczony, krzyknął z bólu i wściekłości. Już chciał się podnieść i dać nauczkę tej słabeuszce, jednak nie było mu to dane. Sig bowiem z pomocą bokkena, odbiła się od ziemi i skoczyła mu na plecy, przygwoźdzając go całkiem do ziemi. Sztuczka, którą ćwiczyła wcześniej samotnie, po raz pierwszy zaprezentowana, odniosła sukces. Przyłożyła mu kij do szyi i spojrzała pytająco w stronę trenera.
- Dosyć - przytaknął jej trener i po raz pierwszy nie było słychać w jego głosie pogardy. Puściła Torbena, i nie czekając na pozwolenie, skłoniwszy się nisko do osób stojących na balkonie, opuściła plan treningowy

- Co o tym sądzisz? - spytał Thor, rozmyślając nad tym, czego właśnie był świadkiem.
- Hamuje się - odpowiedział szybko Odyn, jakby nie słyszał postawionego mu pytania - Była w stanie połamać mu kości. Nie wiem, czy zdaje sobie z tego sprawę, ale jej ciosy były słabsze niż mogłyby być. Nie wykorzystała też paru szans ataku. Nie dlatego, że je przegapiła. W ostatniej chwili zmieniła kierunek i atakowała mniej wrażliwe miejsca. Obrona Torbena była słaba. Jednak nie zaatakowała gardła, chociaż miała świetną okazję. W ostatniej chwili uderzyła w klatkę piersiową. Gdyby walczyli na śmierć i życie, wiesz, kto byłby zwycięzcą - Odyn odwrócił się do Thora, patrząc mu prosto w oczy. Król był doświadczonym wojownikiem. Niezliczona ilość bitew w których brał udział skutkowała ogromną wiedzą na temat walki - To trochę dziwne - mruknął król - Jest lepsza od najlepszego strażnika wśród rekrutów, a oni trenowali latami. Wygląda, jak gdyby walczyła instynktownie. Jakby wszystkie jej udane manewry były przypadkowe, zupełnie ze sobą nie powiązane. "Może dlatego, że ciągle widzę w niej amatorkę?" - pomyślał Odyn. Ludzie jednak nie stają się silni po tak krótkim okresie czasu. Zwykli ludzie w ogóle nie stają się silni jak asgardczycy. W niej musi być coś wyjątkowego. Geny? Nie, jej rodzice to zwykli ziemianie. Technologia? Odpada. Promieniowanie? W jej aktach nie było niczego takiego. Jedyną wskazówką jest Loki. To po jego uderzeniu z dziewczyną zaczęło się coś dziać. Ale Odyn był pewien, że oręż jego syna nie posiada takich właściwości. Cóż to może być...

Wziąwszy długi i orzeźwiający prysznic, Sig spojrzała na zegarek. Za pół godziny zaczynała się jej warta pod celą Lokiego. Przed tym należały coś przegryźć, zwłaszcza po treningu. Czyściutka i pachnąca, udała się do kuchni. Nie miała jednak najlepszego humoru. Przede wszystkim, bała się spotkać na swojej drodze Thora. Z pewnością nie będzie zadowolony. Pozwoliła wziąć górę emocjom i okazała brak szacunku. W dodatku nie wiedziała, czy atak od tyłu też nie był wbrew zasadom. Pomijając już fakt, że to Torben zaczął, gdyż brzmiało to jak dziecięca wymówka. Na szczęście, droga do kuchni była czysta. Weszła ostrożnie do środka przez wahadłowe, drewniane drzwi. Pomocnice kuchenne, nie wiedzieć czemu, darzyły Sig wielką sympatią. Dlatego gdy poprosiła o możliwość użyczenia kawałka kuchni i składników, nie miały nic przeciwko. Zaproponowały nawet pomoc, ale dziewczyna grzecznie odmówiła. Nie zamierzała przysparzać im jeszcze więcej pracy.
- Skąd wiedziałam, że cię tu znajdę? - usłyszała znajomy głos. A jakże, toż to Skuld we własnej osobie. Stała właśnie przed drzwiami kuchni, kiwając głową w stronę pozostałych dziewczyn.
- Czy to jakaś sugestia, że powinnam schudnąć? - spytała Sig, nie przerywając pracy. Skuld potrafiła ją znaleźć, gdziekolwiek by się nie ukryła. Nie, żeby miała powody, aby unikać jej obecności. Na prawdę bardzo polubiła walkirię.
- Jak schudniesz jeszcze trochę, to znikniesz, więc jedz na zdrowie - zaśmiała się Skuld. Jej słowa były oczywistą przesadą, jednak fakt faktem, Sig straciła nieco na wadze w czasie pobytu w Asgardzie. Bądź co bądź, trenowała codziennie, jej ciało zdążyło więc zgubić nieco tkanki tłuszczowej, a zamiast tego zaczęły kształtować się zarysy mięśni. Dziewczyna zawsze była dosyć szczupła, ale teraz, czy to mieszkanka Midgardu czy Asgardu, mogły śmiało pozazdrościć jej figury. Nie żeby sama Sig zdawała sobie z tego sprawę. Była jedną z tych osób, które zawsze patrzą na siebie krytycznym okiem.
- Odezwał się grubasek - powiedziała ironicznie Sig. Skuld była małym chucherkiem. Wyglądała, jakby w każdej chwili mógł porwać ją wiatr.
- Oczywiście, że tak! Spójrz na to! - pokazała swoją chudą rączkę - Moje ręce wyglądają jak nogi sło... - urwała nagle, kiedy Sig wepchnęła jej do ust oliwkę. Pogryzła, połknęła, i spojrzała oburzona na przyjaciółkę - A to za co?!
- Za gadanie głupot - uśmiechnęła się niewinnie midgardka.
- Ach tak? A co powiesz na to?! - po czym wsadziła rękę do miseczki z mąką i dała Sig delikatnie "z liścia".
- Hej, bo zdenerwujemy pomocnice kuchenne - gdy tylko skończyła jednak mówić, rozległ się krzyk: BITWA! Około piętnastu obecnym w kuchni dziewczyn rzuciło się na miseczki z mąką i zaczęło prawdziwą masakrę. Sig spojrzała zaskoczona na walkirię, a ta wzięła ją za rękę, i powoli wymknęły się z pola walki, co nie było zbyt trudne, gdyż kuchnia wyglądała teraz, jakby ktoś wrzucił do niej granat dymny. Sig zdążyła jeszcze dorwać kanapki, które zrobiła, i poleciały biegiem przed siebie, ciągle chichocząc. Sig przez chwilę poczuła się znowu jak mała dziewczynka. No, może nie do końca, gdyż jako dzieciństwo nie było tak zabawne jak ta chwila.
- To było tak niedorzeczne... - wysapała Skuld, zatrzymując się na rozwidleniu korytarza.
- Dokładnie - zgodziła się Sig - Musiały być bardzo znudzone - dodała, uśmiechając się od ucha do ucha - Hej, Skuld - spoważniała na moment - miałabyś czas jutro wieczorem?
Skuld spojrzała na nią zaskoczona.
- Czy ty... zapraszasz mnie na randkę? - zapytała ostrożnie.
- Nie, kretynko - Sig spojrzała na walkirię jak na idiotkę, a ta tylko roześmiała się radośnie - Pomyślałam tylko, że może mogłabyś mnie czegoś nauczyć. No wiesz, poopowiadać trochę o... was - zakończyła niezręcznie. Skuld patrzyła na nią, jakby nie bardzo wiedziała o co chodzi, jednak po chwili pokiwała głową z uśmiechem.
- Jasna sprawa. Zawsze do usług - ukłoniła się elegancko. Sig odwzajemniła teatralny ukłon i spojrzała na zegarek. Za chwilę zaczyna się jej warta. Jeśli chce zdążyć, powinna się pośpieszyć.

Była w samą porę. Strażnicy z ulgą powitali swoją zmienniczkę, a następnie rozeszli się do domów. Służbę pełniła sama, a to z powodu braku wystarczającej ilości strażników. Część z nich została wysłana do pomocy w utrzymaniu pokoju w sąsiednich krainach. Nie martwiła się jednak o to. Gdyby tylko zaczęła głośno krzyczeć, wnet zjawiłby się tutaj cały oddział z Thorem na czele.
Do swojej dyspozycji miała również mały, okrągły stoliczek wraz z równie okrągłym krzesełkiem bez oparcia. Poczęstowała się przygotowaną wcześniej kanapką i zaczęła analizować sens swojego pobytu tutaj. Jeszcze parę tygodni temu nie miała pojęcia o innych światach, mocach i zagrożeniach galaktycznych. Jakim cudem trafiła teraz w samo serce najbardziej niesamowitego miejsca, jakie może sobie tylko wyobrazić człowiek? Czasami wydawało jej się, że to wszystko to tylko bardzo realny sen. Pamiętała, jak bardzo Odyn na samym początku był przeciwny jej pobytowi tutaj. Podobno o mało nie wyrzucił jej przez tęczowy most, kiedy pojawiła się w Asgardzie. Cóż, podejrzewała, że Thor chciał okazać swoją dobrą wolę Midgardowi, a także wziąć pewną odpowiedzialność za czyny Lokiego.
- Po co ty tu w ogóle jesteś? - usłyszała nagle głos więźnia, akurat kiedy przeżuwała kolejny gryz kanapki. Wyrwana nagle z zadumy, zakrztusiła się i kaszlnęła parę razy.
- Nie możesz dać w spokoju człowiekowi zjeść? - powiedziała w stronę drzwi. Nie miał kiedy się odezwać.
- Czy ty aby przypadkiem nie powinnaś mnie pilnować, zamiast opychać się kanapkami? - spytał sarkastycznie Loki, patrząc przez mały otwór w drzwiach, służący właśnie do komunikowania się, po czym obrócił się i odszedł od drzwi. Do czego to doszło, aby więzień musiał pouczać strażnika o jego obowiązkach.
- Wybierasz się gdzieś? - Może brzmiało to trochę nieodpowiedzialnie, ale przecież jedyne co musiała tu robić, to siedzieć i patrzeć czy Loki właśnie nie usiłuje uciec. Co za różnica, czy będzie przy okazji ruszać przy tym buzią?
- Przy moim bracie nie jesteś taka wyszczekana - zauważył Loki.
- To proste. Nie obchodzi mnie, co sobie o mnie pomyślisz - powiedziała chłodno. Ta dwójka nie darzyła się zbyt wielką sympatią, delikatnie mówiąc. Jeden z powodu pochodzenia, drugi z powodu czynów.
- Więc? - wrócił do swojego oryginalnego pytania - Po co tu jesteś? - powtórzył oskarżycielsko.
Skończyła właśnie jeść kanapkę. Powoli otrzepała ręce z okruszków i powiedziała cicho:
- Nie wiem - prostota tej odpowiedzi zaskoczyła Lokiego. Spodziewał się raczej kolejnej, niezbyt miłej zaczepki. Ale tym niezbyt wyszukanym pytaniem, trafił w sedno wątpliwości Sig. Nie miała pojęcia, dlaczego jeszcze nie odesłali jej na Ziemię. Czuła się już dobrze, oprócz sporadycznych napadów migrenowych, i sennych koszmarów, które męczyły ją prawie co noc. Ale to nic. Cud, że w ogóle uszła z życiem. A teraz musiała pilnować celi swojego niedoszłego zabójcy. Cóż za sprawiedliwość.
- Nie jestem aż tak ważna, aby informowali mnie o swoich planach - uśmiechnęła się sztucznie - Czyżbyś zaczął myśleć o mnie jak o kimś, kto ma znaczenie?
- Nie pochlebiaj sobie, ludzka kobieto - wysyczał zza krat - Co byś zrobiła, gdyby nie dzieliła nas ta ściana? Jesteś jak kundel uwiązany na smyczy. Gdy kiedyś zabraknie cienkiego sznurka, wrócisz z podkulonym ogonem do budy - To "kiedyś", zabrzmiało jak groźba. Sig podniosła się ze swojego krzesełka i stanęła na przeciwko Lokiego. Dziewczyna zadarła głowę, aby móc spojrzeć mu w oczy - Możliwe - przyznała - ale tylko po to, żeby w najmniej oczekiwanym momencie zatopić w tobie kły - powiedziała powoli, nie odrywając od niego wzroku. Stali tak przez chwilę, nieruchomi, napięci jak struny, jakby w każdej chwili spodziewali się ataku tego drugiego. W końcu Loki zaśmiał się jednocześnie tajemniczo i przerażająco, a następnie odszedł od drzwi, zostawiając dziewczynę samej sobie.

1 komentarz:

  1. Super! Czemu nie piszesz dalej ? czekam niecierpliwie :)

    OdpowiedzUsuń